Gran Kanarki
Każdy mój wakacyjny wpis rozpoczynam słowami typu… myślałem, że się tych chwil nie doczekam. Tak samo było i w tym roku. Sezon ślubny nie chciał się skończyć, a do tego planowo miał się skończyć azjatyckim ślubem marzeń. Niestety się tak nie skończył. Jak co roku popędziliśmy na Kanary. Poprzednie wakacje to Teneryfa i Fuertaventura… pozostały tylko Gran Canaria i Lanzarote ale ta druga ze względu na brak piaszczystych plaż odpadła na starcie ( bez takich plaż nie ma wakacji :D ). Także wylądowaliśmy o to, na początku grudnia na ‘małej teneryfie’ jak to często nazywa się Gran Canarie. Jest to mocno dobre określenie bo to na prawdę moooooocno podobne wyspy jeśli chodzi o układ geograficzno-drogowo-słoneczno-plażowy.
Główną atrakcją wyspy są bezsprzecznie wydmy, które są genialne. Jednocześnie są miejscem gdzie były najcięższe warunki do robienia zdjęć w jakichkolwiek byłem z aparatem. Tylko jednego dnia tam nie wiało i na spokojnie można być robić zdjęcia. Za każdym innym razem była mówiąc krótko… la masakra Wiatr wpadał dosłownie wszędzie. Nie było mowy i rozglądanie się w kierunku wiejącego wiatru bo się najzwyczajniej nie dało. Byłem tam o wschodzie… zachodzie… i późno w nocy. Za każdym razem w okularach bo inaczej bym nic nie widział. Na prawdę niesamowite jest to, jak zmieniała się przy danym świetle… danych chmurach. Kolor, kontrasty… powiem szczerze, że tego się nie spodziewałem. Szczególnie te nocne zdjęcia zapadną mi w pamięci… raz bo wyglądało to genialnie kiedy wydmy oświetlone były księżycem, który był w pełni w te dni oraz pewnym ciemnoskórym Panem obserwującym mnie i krążącym dookoła mnie. W nocy robiło to dość mocne wrażenie. Niespecjalnie pozytywne :D
Poza wydmami była jeszcze genialna droga zachodnim górskim wybrzeżem. Ilość serpentyn niesamowita i podobnie z widokami jak już do skarp dojechaliśmy. Raz się w trakcie drogi zatrzymałem i zostałem delikatnie mówiąc słownie zniszczony przez innych kierowców :D Jakoś nikt nie myślał o wyprzedzaniu w tym miejscu ;) Po za tym powiem szczerze jakoś nic nas nie ruszyło wybitnie mocno. W górskie rejony ze względu na pogodę i widziane wcześniej widoki się nie pchaliśmy bo po Teneryfie wiem, że byłby to czas zmarnowany. Jeśli chodzi o plaże to dość spore rozczarowanie. Najlepsze plaże to jedna wielka przy wydmach – niestety poprzez wiatr na niej się siedzieć nie dało. Druga zwana Amadores – piękny kolor wody i piasku z niestety bardzo brudną wodą ze zdecydowanie za mocnymi falami dla dzieciaków ( JJ’a wciągnęło lekko na 1sek dwa razy – oczywiście mu się to spodobało i chciał więcej :D ) Trzecia to plaża przy miasteczku Puerto Rico, która była pośród nich najlepsza mimo, że na pewno nie najpiękniejsza. Za to było na niej dużo mniej wiekowych golasów niż na innych, co było wielkim plusem :D Oczywiście kilka ‘perełek’ ustrzeliłem i poniżej będą pokazane… a co! :D Była jeszcze jedna plaża na północy wyspy ale tam się nie zapędzaliśmy. Podsumowując wyspę podobała nam się zdecydowanie najmniej sposród tych nam już znanych. Tak samo skomercjalizowana jak Teneryfa tylko w dużo brzydszym wydaniu. Gdyby nie samochód byśmy z nudów poumierali. Pojechać zobaczyć… i chyba nie wracać bo inne wyspy są duuuużo ciekawsze.
Wyjazd były oczywiście mocno rodzinny. Poza moją Muzą Małżowiną i DżejDżejem, była z nami wesoła rodzinka Gonziaków. Jak zawsze mocno pozytywnie. Dzieciaki bawiły się zazwyczaj przesłodko i nie było mowy o wyjściu z wody. Mój Dżej ledwo co się budził i już krzyczał basen ( czyt. Ocean :D ). Podczas tego wyjazdu nauczyliśmy się również, że Prawo Murphy’ego nie do końca się sprawdza i powinno brzmieć ciut inaczej, bardziej jak: ‘jeśli coś może się wydarzyć… to się wydarzy. jeśli coś z dzieckiem wydarzyć się nie może… to i tak się wydarzy’ :D Mimo wielu przygód śmiało możemy powiedzieć, że bateryjki naładowaliśmy genialnie. No i oczywiście już czekamy na następny rok :D
Teraz zapraszam na kilka klatek z wyjazdu…
Po pierwsze moja domowa brygada… oczywiście z Dżej Dżejem i Jego piękną Mamusią w rolach głównych ;)
Teraz kilka klatek krajobrazowych Gran Canarii. Wydmy o różnych porach plus beach’owe foty :D Zaraz po nich troszkę szalonej zwierzyny z Palmitos parku gdzie mogłem sobie potestować na chyba najszybszych możliwych obiektach prędkość autofocusa w D4. Zdał egzamin ;)
Wisienka na torcie czyli zdjęcia przewesołej rodzinki Gonziaków… Dzięki brygada za genialne towarzystwo! :*
Kasiu sigma 35/1.4 oraz sigma 70-200/2.8 i kilka kadrów szerszych sigmą 20/1.8 ;)
Super foty! Z jakiego obiektywu korzystałeś?
komentarz nie jest potrzebny <3
Jak zwykle świetne foty. Zdjęć tych wydm to Ci zazdroszczę :P