Zakazane Miłostki
To był maj i pachniała Saska Kępa. No jak u Marylki. Dużo miłości dookoła się wyczuwało i elektryzujących zakazanych uśmieszków. Kiedy po raz pierwszy Ich zobaczyłem zachodziłem myślałem SKĄD?! No skąd ja znam tych Psze Państwa bo znam na pewno. Jak się szybko okazało poznaliśmy się wieeeele lat temu na… Ich studniówce. Byłem klasowym fotoPączkiem i jak się okazało, spodobały im się moje foto wypociny do tego stopnia, że od razu wtedy powiedzieli sobie szeptem… to On będzie nam robił zdjęcia jak już będziecie sobie wieczności obiecywać. Jak sobie pomyśleli tak też się stało.
Dooooobrych kilka lat później, w czasach kiedy wszystko było takie troszkę inne ale jednak takie same. Takie naturalne i tak troszkę zapomniane. Się spotkaliśmy się w dniu dla nich wyjątkowym. Rozpoczął się od robienia się na bóstwo u Justynek i Adelek w zamojskim Just Blush. Basia generalnie nie poczuwała się do stresu, jak się zresztą chwilę później okazało Paweł także. No bo w sumie po co… wszystko jest normalnie ;D Kilka pędzli i wałków później była gotowa. Wyglądało dziewcze jak Afrodyta prosto z Roztocza! Chwilę później byłem już u Jej lubego. Mister informatyków anno domini roku Pańskiego Covidowego zbierał się z pomocą swojego niezastąpionego Świadka jak się później okazało Króla słodkich Falstartów Jakuba! Dwa kompletne Wesołki poświecali się swojej ślubnej służbie absolutnie w pełni. Niestraszny im deszcz jak trzeba przymocować balony do klamek. Czy mokre ciała kiedy to trzeba się migiem ubrać bo fotograf powiedział, że czekać nie będzie za długo bo jest głodny i musi szybko jechać dalej. Wszystko przez cały dzień było na tiptop. Parę kilometrów dalej zbierała się i Ona. Nasza Kocica Basia. Kociara znaczy :) Jej pomagała Krezolka Madzia, której obiecałem nie wrzucać kompromitujących zdjęć… ale jak to facet kłamałem :D Wielbie te Twoje foty Krejzolko <3 Dziewczyny ogarniały się w towarzystwie czarnego Sierściucha Piksela oraz butelki prosecco. Przyznać trzeba, że wyszło im nawet nieźle! Kiedy się już do końca wyperfumowały i wystroiły w cudne kiece. Przyszła pora na spotkanie. TO spotkanie.
Paweł już przyjechał. Jego obstawa oddała nieustępliwym Sisterkom Basi grube procenty. No i mógł w końcu nastąpić ten moment. No i nastąpił. Usta się rozszerzyły. Serca zaczęły bić szybko. Włosy się zjeżyły. Oczy zaiskrzyły. To wszystko trwało całe… ćwierć sekundy bo się już nie mogli siebie doczekać ;D A przeciez scenariusz tego dnia był inny! Miało być powoli. Tak żeby Sebastian ( filmowiec przyp. red. ) mógł nadąrzyć. A tu jakieś emocje… miłości… dramaty! ;D
Kiedy już skończyły się te dramy polały się łzy. Takie prawdziwe bo wzruszenia. Bo jednak te błogosławieństwo mimo, że oklepane itd to wzrusza cholernie bo jakby nie patrzeć zawsze jest to wyjątkowy moment. Czysta łez później lecieliśmy już do pobliskiej parafii, gdzie to czekali już pobliscy znajomi księża żeby to razem z bliską rodziną i niebliskimi znajomkami Wariatami ( jak się później okazało ) można było ceremonię celebrować. Dużo ciepłych wzruszających słów padło przez ten czas. Fajne to jest bardzo jak ksiądz na takiej uroczystości nie mówi o rzeczach z innej orbity a bezpośrednio o i do Pary Młodej, z którą ma tak wiele wspólnego. Ogromne pokłady ciepła to generuje. Kiedy już wszystko zostało powiedziane… musieli powiedzieć te najważniejsze ‘Tak’. Kiedy już powiedzieli (!) i był teraz moment na założenie sobie obrączek… najwspanialszy świadek wystrzelił z brawami! Generalnie zaskoczenie u wszystkich… ale jak klaszczemy to klaszczemy! ( hahaha) Kuba jesteś moim idolem!
Kilka żółwików życzeniowych później byliśmy na skromnej ze względu na czasy uroczystości rodzinnej. Kilka osób… skromnie bez napinki. hiihihi… :D Zresztą niech tą część opowiedzą zdjęcia. Lepszego początku tego ślubnego roku wymarzyć sobie nie mogłem!
Barbs & Paolo…. studniówkoweLOWE!