Ptysie
Rozpoczęcie wpisu może być tylko jedno. Przeżyliśmy ten ślub i to jest najważniejsze. Ja z Ptysiami Patrysiami ( ;)) ) mamy wielkie szczęście do siebie. Wyliczając od początku… zepsuta kamera, uszkodzony obiektyw, rozwalony dron, pęknięta tuż przed ślubem opona, rozwalona tuż po sesji opona, mandat w drodze na ślub, nie wpuszczenie do samolotu w powrocie na rocznice ślubu… To pewnie nie wszystko co się nam podziało :D Także jak się okazało, że to ja mam być fotografem na Ich ślubie wykupiliśmy wszystkie możliwe ubezpieczenia, poszliśmy do wszystkich znanych szamanów i egzorcystów co by nasze ‘szczęście’ odczarować. No i… się udało!
Patrycja i Patryk są filmowcami. Bardzo dobrymi do tego. Znani jako Patrysie lub Maseczki. Ich ślub miał być wcześnie ale covidzik pozmieniał im plany ;) W końcu się udało i powiem szczerze przebierałem do tego dnia nóżkami prze mocno. Doczekałem się.
Rozpoczęło się od spotkania z Patem i Jego najlepszym w świecie Świadkiem, który niedość że uczesał zapiął to jeszcze polał! Ideał ;D Patryk generalnie widział takie przygotowania miliony razy ale pierwszy raz był od tej drugiej strony i jak sam przyznał jest to jednak inna bajka. Stresik dawał się we znaki a jedyny ratunkiem była szklanka rudej procentowej piękności, którą przywiózł prosto ze Szkocji. Szast Prast szeroki uśmiech gościł na buźce :D
W międzyczasie popędziłem do Patki. W skrócie powiem tak.. widziałem Ją wiele razy i zawsze wyglądała ślicznie. W robocie tak żeby się za mocno nie wyróżniać ale zawsze klasa ale tutaj… SZOK! Wyglądała olśniewająco i mówił to każdy kto Ją zobaczył. W domu rodzinnym atmosferka mocno pozytywna. W tle opowieści o tym jak się poznali w liceum i jak to wszystko się rozpoczęło. Sweet. Kilka chwil i biegała już w białej kiecce. Mówiła wszem i wobec, że się stresuje ale wyglądało to tak jakby była stworzona do tej sytuacji.
Następny punkt to first look. Ja powiem szczerze mam często mieszane uczucia… nie zawsze da się to tak zorganizować żeby to było takie ‘prawdziwe i intymne’ jak być powinno. To co się tutaj wydarzyło wgniotło mnie w środku. Jak się zobaczyli łzy poleciały strumieniem i kontroli nad tym nie było. Lowe milion. Kilka słów cichaczem do siebie… kilka zanurzeń w siebie i mogliśmy wrócić na chwilę na ziemie.
W drodze na błogosławieństwo wstąpiliśmy pod Ich Liceum, w którym to zaiskrzyło. Zrobili takie zamieszanie na drogach, że doszło prawie do wypadku :D Kilka krzyżyków na czole później byliśmy już w kościele. Kiedy Patka doszła razem z Tatą do Pata łzy poleciały znowu. Emocje uwidoczniły się na nowo.
Następnie cudny pierwszy taniec gdzie to Patryczek zaskoczył chyba wszystkich swoimi parkietowymi kocimi ruchami. Później już tylko dzika i szalona biba. Kurczę. Fajnie się fotografuje Przyjaciół.
Ptysie… wielbię! Wiecie… :)
















































































































Misiu najsłodszy tak się właśnie dzieje jak się próbuje gonić Ciebie :D
Pączek, nie przesadzasz troszkę z tą zajebistością…? Konkurencja po kątach szlocha, że uciekłeś z peletonu i idziesz na rekord! :D A na poważnie to cóż… To co napisałem :D